wtorek, 16 grudnia 2014

Masełko w nie gastronomicznej odsłonie! :-) Recenzja + mała lista kosmetycznych przyjaciół z Ziaji! :-)

Witajcie kochani! :-)

Od rozpoczęcia mojej blogowej historii wciąż rozmyślam, co dla Was napisać, żeby było a) ciekawe, b) rzetelne, c) rozpalające apetyt na więcej :-) Ponadto robię selekcję wśród moich domowych mieszkańców kosmetycznych i wybieram coraz to ciekawe kąski do opisywania :-). Zaczęłam od kolorówki, przechodząc do produktów dla ust i ostatnio zatrzymując się na paznokciowym ulubieńcu. Dziś w ramach pójścia nadal drogą urozmaicenia wpisów zamieszczam recenzję o kosmetyku, który należy do kategorii pielęgnacyjnej i bardzo miło mnie zaskoczył.

Mowa o kakaowym masełku do ciała firmy Ziaja.




Jako, że Ziaja jest firmą dobrą, tanią, łatwo dostępną i mającą bardzo szeroką gamę produktów często zdarza mi się po nią sięgać. Ale o tym więcej będzie na końcu posta! :-)

Przejdźmy do masełka. 

1) Opakowanie

Produkt ten zapakowany jest w wykonany z twardego, brązowego plastiku "słoiczek" (hmmm... nie znalazłam innego słowa na to opakowanko, chociaż słoik zawsze kojarzy mi się z tym typowym szklanym, przezroczystym- tradycyjnym :-P). Produkt nowy ma pod przykrywką jeszcze srebrną folię, która zapobiega ulatnianiu się zapachu z wewnątrz opakowania i informuje nas, że nikt przed nami nie dotykał masełka. :-) Jest to lekkie opakowanie z którego łatwo jest wydobyć samo masło i wykorzystać je do samego dna. :-)

2) Ilość/wydajność

Słoiczek zamyka w sobie 200 ml produktu. Dla mnie jest to nie mało, ale nie dużo. Zależy, kto ile zużywa i na jakie partie ciała. Na same stopy powinno wystarczyć na około miesiąc. Na całe ciało- niestety - na pięć, góra sześć aplikacji. :-(


3) Cena

To jest to! Za cudowny produkt płacimy niewiele ponad 10 zł. Więc nawet 2 opakowania w ciągu miesiąca nie zrujnują naszego budżetu. :-)

4) Konsystencja

Jest świetna! Dla mnie to trochę budyń /w dobrym tego słowa znaczeniu, nie jest bynajmniej glutowata! :-)/ w połączeniu z kremem nawilżającym. Masełkowatość produktu polega tutaj na tym, że na skórze powstaje warstwa, która chroni skórę, nawilża ją i pozostawia uczucie miękkości i nawilżenia na bardzo długo!


5) Rezultaty

Jeśli o to chodzi, masło spełnia wszelkie wymagania! Natłuszcza, nawilża, nadaje uczucie zmysłowej miękkości na długo! (U mnie to nieraz nałożony po kąpieli utrzymuje miękkość skóry aż do kolejnego mycia ciała). Skóra jest jedwabista i miła w dotyku :-)

6) Zapach

OCH! Na ten punkt czekałam najbardziej! :-) Masło urzekło mnie przede wszystkim zapachem! To piękny kakaowo-śmietankowo-orzechowy zapach, który rozpieszcza nasze nozdrza! :-) Utrzymuje się bardzo długo na skórze i nadaje jej słodkiego zapachu. Ja go wręcz uwielbiam! :-)

7) Dostępność

Masełko jest wszędobylskie! :-) Można je zakupić w Rossmannie, Super Pharm, Firlicie/Kosmyku, Hebe, lokalnych drogeryjkach i w sklepach oraz stoiskach firmowych Ziaji.

Minusy: trochę za szybko się kończy, ale w stosunku do ceny i rezultatów można to przeżyć.

Zapytacie pewnie, jak ja go najczęściej stosuje?
Otóż ja nakładam go codziennie po kąpieli na stópki (dość grubą warstwą) i zakładam skarpetki. Zostawiam je w ten sposób aż do czasu położenia się pod kołdrę. Najlepiej na co najmniej kilka godzin, można też na całą noc. Ponadto smaruję nim całe nogi po goleniu. :-)

Jest to mój pielęgnacyjny must have! :-)
Polecam gorąco!

Ach! Obiecałam, że wspomnę o produktach Ziaji. Wiele z nich już znam z autopsji i lubię je. Marka ta z mojego punktu widzenia wystawia dobre i niedrogie produkty, które często się świetnie spisują. Do tej pory używałam:

*Masło do Ciała kakaowe (j.w)
*Masło kakaowe- spray przyspieszający opalanie (pomaga się opalić na piękny brąz <3!) 
*Żel chłodząco-łagodzący po opalaniu- seria Ziaja Sopot Sun (koi i łagodzi skórę, spisuje się na 6!)
*Płyn do higieny intymnej Ziaja Intima (bardzo dobry i wydajny)
*Maskę do włosów oliwkową/regenerującą (świetne obie!)
*Krem do rąk kozie mleko (dobry i też zabójczo pachnie :-)
*Mydło pod prysznic Blubel truskawkowe/pomarańczowe/oliwkowe (cudowne aromaty *.*)
*Krem nagietkowy do twarzy- to akurat Mężuś :-) chwali bardzo :-)
*Tonik rumiankowy- ale to już dawno temu ;-) dobry, delikatny ;-)

Póki co to chyba tyle produktów z Ziaji "przerobiłam", ale to na pewno nie koniec! :-) Lubimy się i nie mamy zamiaru się rozstawać! :-)

PS. Czujecie już nadchodzące Święta? Ja jakoś nie bardzo. Gdyby nie światełka i choinki w galerii/rynku i RMF Święta nie czułabym ich nic a nic! :-) Dziś w ramach bonusu pokażę Wam moje zimowe paznokcie, które choć trochę przypominają mi, że były w moim życiu Święta Bożego Narodzenia ze śniegiem i mrozem. :-) Niemniej jednak- nie musimy drapać szyb w samochodzie i odśnieżać, co mnie bardzo cieszy! :-P Pozdrawiam Was ciepło i do następnego blogowego "spotkania"! :-)


Lakiery, których użyłam:

-Rimmel by Rita Ora, "Pillow talk" nr 853 (jedna warstwa)
-Golden Rose Care + Strong, nr 132 - palec serdeczny z obrączką (jedna warstwa)
-Golden Rose  Care + Strong, nr 157(nawierzchniowo na Rimmelu)
-Insta Dri Sally Hansen jako Top Coat ( a jakżeby inaczej :-D)

Wasza Brownie ;-)

sobota, 13 grudnia 2014

"Nie śpię, bo wysuszam lakier" ! - Ale to już było, czyli post o rewolucji lakierowej! :-)

Witajcie! :-)

Dawno nic nie wrzuciłam (ja to bym mogła coś opisywać co chwilę! Niestety, mam też inne obowiązki, a czas straaaasznie mi ucieka) :-)! W sumie ten post miałam już dawno w zamyśle i dokładnie wiedziałam, jaką tematykę w nim poruszę, więc jestem bardzo zadowolona, że wreszcie mam parę chwil dla bloga i mogę go Wam zamieścić :-).

Notka będzie o tematyce związanej z kategorią "paznokciową". :-)
Bohaterem dzisiejszego wpisu jest Top Coat- wysuszacz lakieru o imieniu Insta Dri firmy Sally Hansen. 
Zamknięty jest w opakowaniu mającym pojemność 13,3 ml (to dużo, buteleczka jest większa niż standardowy lakier do paznokci). Poza tym ma dosyć długi i wąski pędzelek, którym dobrze nakłada się warstwę wysuszacza i odmierza taką ilość produktu, jakiej akurat potrzebujemy. Podobno zawiera filtry, które mają zapobiegać wyblaknięciu koloru na paznokciach. Mi jednak wydaje się to zbędną rzeczą, jakoś nigdy nie widziałam, aby lakier (nawet bez jakiegokolwiek top coat'u) odbarwiał się od słońca. :-P Hmmmm... jakoś dla mnie to nie jest zauważalne. :-) Ponadto ma również wyrównywać powierzchnię paznokcia nawet w takich ekstremalnych warunkach, gdy nałożymy na nie brokat lub lakier piaskowy. :-)

Został mi on polecony na stronie Vinted.pl (gdzie wymieniam się rzeczami lub je sprzedaję- zachęcam, tak na marginesie, do zapoznania się z tym portalem ^^) jako rewolucyjny produkt! Ma on podobno zapobiegać odbijaniu się pościeli na niedoschniętym lakierze do paznokci (to jest moja zmora, ponieważ niemalże zawsze maluję paznokcie przed pójściem spać), utrwalać lakier, przedłużać jego trwałość oraz nadawać mu piękny połysk. Ponadto ma sprawiać, że lakier pod nim wyschnie w tempie 30 sekund!

Są to oczywiście obietnice producenta. Postaram się Wam teraz powiedzieć, jak po kilku użyciach wygląda to w rzeczywistości. A więc:

1) Odbijanie się pościeli

+ Nic takiego nie ma miejsca! Insta Dri rewelacyjnie wysusza lakier w króciutkim czasie i spisuje się na medal w tym temacie.

2) Wyrównanie powierzchni płytki paznokcia

+ Tutaj także zasługuje na 5+! Paznokcie są przyjemnie gładkie, czasami łapię się na tym, że je mimowolnie "głaszczę" :-P

3) Nadanie blasku paznokciom

+WOW! Poradził sobie rewelacyjnie z tym kryterium! Nadał moim paznokciom blask tafli wody :-) Wiele osób pytało mnie, czy noszę żel/hybrydę na paznokciach. Myślę, że te słowa mówią same za siebie ;-)

4) Konsystencja

+ Nie jest zbyt wodnisty, ani zbyt gęsty, przypomina zwykły lakier bezbarwny. Dla mnie to idealna formuła. Nakłada się ładnie, równo się rozkłada na płytce. Nie mam zastrzeżeń. Oby nie zgęstniał! ;-)

5) Wydajność

+ Jest wydajny. Użyłam go już cztery, no może pięć razy i zużyłam jakąś 1/8 opakowania. A nakładam go niemało na paznokcie :-). 

I to tyle z plusów. Niestety, są i jego minusy, o których teraz wspomnę.

1) Cena

- Niestety, kosztuje około 20 zł, często więcej (np. w Rossmannie). To trochę dużo (przynajmniej na moją studencką kieszeń). Zobaczymy, czy szybko zgęstnieje. Jeśli tak, niestety będę niezadowolona i uznam tę cenę za mocno wygórowaną ( np. przy wysuszaczu z Vibo, który także radzi sobie bardzo dobrze, a kosztuje około 6 zł).

2) Trwałość lakieru

-Z moich kilku obserwacji wynika, że nie jest ona taka rewelacyjna. Producent obiecuje nam do 10 dni trwałości lakieru. U mnie jest to dwa, max trzy dni. Ściąga się on całymi płatami (przynajmniej przy moim procesie malowania, tj. baza, warstwa lub dwie koloru, Insta Dri) i może odpryskiwać, jeśli dużo moczymy dłonie.

3) Zachowanie ws. do lakierów pod nim

- No niestety, nie z każdym lakierem się "dogaduje" na tyle, by dłużej przetrwać w noszeniu. Nie wiem, od czego to zależy. Niektóre potrafią z nim wytrzymać trzy dni, inne tylko jeden. O co chodzi? Nie mam pojęcia :-)

Podsumowując, mimo wszystko go polecam. Insta Dri spełnia swoje kluczowe zadanie czyli wysuszanie w 100%! Ponadto ma kilka mocnych plusów i ja osobiście nie noszę już bez niego koloru na paznokciach. :-)
Niemniej jednak, ma kilka wad, ale myślę, że przewaga plusów przemawia za nim na tyle, że będę po niego sięgać w przyszłości!

Oto efekt Insta Dri na moich krótkich paznokciach:


PS.! Kolor widoczny na zdjęciach to Lovely, seria Gloss Like Gel, nr 151. W rzeczywistości jest to soczysty, dość mocny (ale nie neonowy) róż. :-)

To tyle na dziś kochani! :-) Dobrej nocy Wam życzę w klimacie zupełnie nietypowym (13 st. w grudniu na termometrach :-P). Niech przygotowania do Świąt Was nie przerosną i będą miłym oczekiwaniem na magię Bożego Narodzenia :-) 

Pozdrawiam Was adwentowo! :-)
Wasza Brownie :-)

piątek, 5 grudnia 2014

Usta jak maliny? :-) Recenzja porównawcza + niespodzianka makijażowa ;-) !

Dobry wieczór wszystkim! :-)

Dzisiaj specjalnie dla Was mała recenzja porównawcza. :-) W sumie zdecydowałam się na nią również nakłoniona przez mojego Męża, żeby ustrzec Was wszystkich przed skuszeniem się na tzw. "nowinki pielęgnacyjne". :-) Rzecz dotyczy jakże reklamowanego i przyciągającego uwagę balsamu do ust :-)

Chodzi o nowość od Perfecty (firma Dax Cosmetics) - balsam do ust 5 w 1 Softlips :-)

Mój balsamik ma mieć smak i zapach wanilii, jednakże poza tym ja doszukałam się w nim nuty smakowej kruchego ciasteczka. :-)

Zacznijmy do wyglądu :-)


Balsam ma przeurocze i całkiem niespotykane opakowanie. Zamknięty jest zrobionej z twardego, solidnego plastiku imitacji kosteczki lodu. Bardzo mi się podoba to opakowanie. Dodatkowo, jest ono zakręcane i przy zamykaniu można usłyszeć charakterystyczny "klik", który zapewnia o odpowiednim jego domknięciu.



Idąc dalej, skupmy się na smaku. Smak jest mocno wyczuwalny przy nakładaniu i pocieraniu ust. Ponadto balsam pachnie również w opakowaniu. Co ciekawe, usta po oblizaniu są... słodkie! I to bardzo, bardzo! Mi to osobiście jednak niezbyt odpowiada. :-)

Zwrócę teraz uwagę na właściwości pielęgnacyjne. No właśnie. I tutaj zacznie się labidzenie. :-D Niestety, balsam ogromnie mnie rozczarował...

Po pierwsze: nie widać go na ustach (nadaje prawie niewidoczną powłokę).
Po drugie: przynajmniej w moim przypadku dość tępo się nakłada, mam wrażenie, że aplikuję go w bardzo małej ilości mimo, iż przejeżdżam nim po ustach kilkanaście razy (!).
Po trzecie: znika z ust po około 10 minutach, a nawilżenie utrzymuje się na max. 20 minut. To stanowczo zbyt mało!
Po czwarte: niestety, ta forma "kopułki" jaką stanowi sam produkt jest niewygodna w aplikacji. Bardzo ciężko nią dotrzeć do kącików ust i równomiernie rozprowadzić pomadkę ochronną.
Po piąte: mam wrażenie, że bardzo szybko się skończy, bo ja po dwóch dniach używania zauważam jej ubytek...
Po szóste: jest dość drogi (ok. 15 zł bez promocji) 

Podsumowując: nie polecam! :-)

Dla porównania przedstawię Wam mój THE BEST OF THE BEST balsamów do ust. Jest to Carmex.

 
Po balsam ten sięgnęłam przez przypadek kiedyś w Rossmannie i zaraziłam nim również mojego Mężusia. Najlepszą recenzją będzie to, że zużyliśmy już chyba po trzy opakowania każdy! Pokrótce napiszę teraz jego zalety, oraz jedną małą wadę, jaką zauważyłam. :-)

+ jest niesamowicie wydajny (przy codziennym kilkakrotnym użytku starcza na około 3-4 miesiące!) 
+ jest tani (kosztuje między 6 a 10 zł)
+ leczy zajady (naprawdę! Wiem to z autopsji) :-P
+ daje piękny błysk na ustach
+ zmiękcza usta, nawilża i chroni je na kilka godzin
+ ma fajną konsystencję- dla mnie taką jakby lekko żelową
+ ma piękne zapachy (zwłaszcza truskawkowy i wiśniowy)
+ występuje w różnych opakowaniach (słoiczkach, tubkach, sztyftach)
+ daje uczucie mrowienia, które sygnalizuje, że nawilża usta i wnika w nie

- czasem przez nieuwagę można go wycisnąć za dużo, ale da się to opanować (przy wersji w tubce dzieje się tak, jeśli zbyt mocno ściśniemy opakowanie)


A jakie balsamy/pomadki ochronne Wy lubicie najbardziej? :-)
PS. W Krakowie dzisiaj widziałam pierwszy śnieg ;-) Coraz bliżej święta! :-)
Pozdrawiam Was ciepło i jako dodatek wklejam zdjęcia mojego pomysłu na makijaż, który narodził się pod wpływem szronu i pierwszego śniegu. Kolorystyka jak najbardziej zimowa. Jak Wam się podoba? :-)




Wasza Brownie ;-)

środa, 3 grudnia 2014

Kilka słów o... słodkościach? ;-)

Drodzy moi! :-)

Z racji tego, że bardzo miło mnie zaskoczyliście na Facebooku, postanowiłam dodać notkę w formie małego bonusu :-). Otóż będzie to siedem zagadnień, które są bezpośrednio związane z tematyką bloga i być może już Wam przyszły do głowy, ale nie znaleźliście dotąd tutaj na nie odpowiedzi. Zatem, do dzieła!

#1 
Skąd się wziął taki nick- Brownie? :O

Więc tak: Po pierwsze, jest to mój ulubiony kolor z serii Casting Creme Gloss L'oreala :-) i taki zazwyczaj noszę na włosach. Po drugie, jest to ciastko czekoladowe z płynnym lub bardzo wilgotnym wnętrzem. Jak to się ma do mnie samej? :-) Hmmm... jestem wrażliwcem i często rozpływam się wewnątrz pod wpływem jakiś miłych przeżyć (choć dłonie i stopy mam wiecznie zimne -.-, ale w serduchu ogień :-D) !

#2
Kiedy zaczęłam się interesować kosmetykami i makijażem?

Myślę, że tak na dobre zaczęłam w liceum. Od tej pory coraz bardziej się zagłębiam w kosmetyczny świat, testuję, kupuję, próbuję nowości ze zmiennym skutkiem, doskonalę umiejętności (blendowanie cieni, kreska eyelinerem itd.). Przynosi mi to ogromną frajdę :-).

#3
Jakie są moje ulubione firmy kosmetyczne?

Myślę, że spektrum tych firm jest bardzo szerokie. Zawężę się jednak do trzech najczęściej kupowanych. Będzie to Maybelline, Rimmel, Manhattan (ich produktów mam najwięcej). :-)

#4
Bez czego nie obejdę się w makijażu?

Hmmm... bez wytuszowania rzęs. Dla mnie makijaż oka bez tego elementu jest niekompletny. Natomiast na co dzień nie stosuję podkładu ani kremów tonujących. Krem Nivea soft wystarcza- mam wyrozumiałą i bardzo niewymagającą cerę (dzięki Panu Bogu i dobrym genom) :-)

#5
Dlaczego nie kształcę się w tym kierunku?

Oto jest zagwozdka. Bardzo chciałam i nadal chcę się nauczyć więcej rzeczy technicznych o wizażu. Jest to jakieś moje ukryte pragnienie. Nie do końca wiem, dlaczego nie poszłam tą drogą. Nie żałuję jednak tego, że jestem już pracownikiem socjalnym z wykształcenia i dążę do bycia pedagogiem resocjalizacyjnym. A wizaż jest w moim życiu i będzie :-) nigdy nie jest za późno, być może niedługo rozwinę swoją pasję już w sposób profesjonalny? :-)

#6
Czy ćwiczę/testuję produkty na sobie, czy na kimś innym?

Przede wszystkim ćwiczę i testuję na sobie. Myślę, że jest to też wizytówka moich umiejętności, gdy ktoś dostrzeże makijaż i pochwali, że ładnie wyglądam. :-) Niemniej jednak, chętnie maluję też inne osoby. Zapraszam ochotników do zgłaszania się, może coś pokombinujemy razem! :-P

#7
Czy poza kosmetykami interesuje mnie coś jeszcze?

Oczywiście, że tak. :-) Wszyscy, którzy znają mnie bliżej wiedzą, że bliska memu sercu jest też muzyka. Uwielbiam śpiewać, coś tam podgrywam też czasem. Ostatnio zaczęłam też się interesować zdrową kuchnią, tworzę jakieś fajne dania z moimi najbliższymi :-) I uwaga- często jest smacznie! :-D Chociaż wpadki też się zdarzały ^^. 

Tyle ode mnie w małym bonusie! :-D Śpijcie dobrze, trzymajcie się ciepło, bo pogoda nie chce współpracować niestety :-(. Do następnego!

Wasza Brownie ;-)

Piąte opakowanie i ciągłe powroty, czyli mój kosmetyczny ulubieniec! :-)

Witajcie!

Skoro blog powoli nabiera "kształtów" to moim obowiązkiem jest karmić go regularnie recenzjami i notkami. :-) Przyszedł czas na pierwszą recenzję. Chwilę zastanawiałam się nad tym, który kosmetyk uczynić numerem jeden tego bloga i po otwarciu kosmetyczki od razu wiedziałam co wybiorę. :-) I to nawet nie chodzi o fakt, że ten tusz wyróżnia się kolorem opakowania. UPS! Wygadałam się przedwcześnie. :-) No ale skoro już wiecie, o czym będzie mowa, to podam konkretną nazwę ulubieńca, do którego zawsze wracam po zakupie i zużyciu innych tuszy, których nie znam i które kuszą z drogeryjnych półek.

To tusz o nazwie: Maybelline the Colossal Volum' Express.

Jest to produkt z kategorii pierwszej, czyli należy do kolorówki (kosmetyków do makijażu).

Aktualnie posiadam wersję 100% black, ponieważ tusz ten posiada kilka "podtypów", m.in. poza 100 % black ma też wersję klasyczną z fioletowymi napisami- pierwowzór, wersję Smoky Eyes, Cat Eyes, wodoodporną wersję z turkusowymi napisami itd.

Tusz ma formułę, która nie skleja rzęs i nie obciąża ich. Nadaje rzęsom lekki wygląd, piękne rozdzielenie i w mojej wersji niesamowitą, głęboką czerń. Być może zdjęcia tego nie oddadzą, ale w rzeczywistości czerń jest naprawdę bardzo nasycona. Dla mnie jest to akurat wielki plus i wręcz wymóg, bo zawsze szukam mascar, które nadają piękny, czarny kolor rzęsom.

Jeżeli chodzi o szczoteczkę, jest ona raczej z gatunku szczoteczek klasycznych, co w moim przypadku stanowi odskocznię (prawie zawsze sięgam po szczoteczki silikonowe, ten jedyny tusz jest wyjątkiem). Szczoteczka jest zgrabna, fantastycznie rozczesuje rzęsy (a nie wygląda na taką :-D) i nabiera odpowiednią ilość tuszu. Ja nie potrzebuję zdejmować z niej nadmiaru produktu. 


Przejdźmy teraz do trwałości. Ja osobiście tuszuję rzęsy dwukrotnie (najpierw prawe oko, potem lewe i powtarzam tą sekwencję). Tusz utrzymuje się u mnie cały dzień bez poprawek, nie kruszy się (może w ekstremalnych wypadkach, ale minimalnie wówczas to robi ;-) ). Jedynym jego minusem jest fakt, że szybko zastyga. Są tego dwie strony: dobra- nie odbija się na górnej powiece i nie trzeba czekać aż zaschnie. Zła: trzeba się spieszyć, aby nałożyć drugą warstwę, bo po dłuższej chwili rzęski stają się lekko sztywne i ich "domalowanie" może być dużo trudniejsze i powodować sklejanie włosków.

Niemniej jednak, jest to mój ulubieniec i obowiązkowy mieszkaniec mojej kosmetyczki (w której powoli brakuje miejsca. Święty Mikołaju- potrzebuję większej :-D!) Jeżeli chcecie zobaczyć, jak prezentuje się na moich rzęsach, dodaję kilka zdjęć. PS. Moje rzęsy przechodzą kryzys, więc przymknijcie na to oko ;-)



Polecam ten tusz z czystym sumieniem! 
Pozdrawiam Was ciepło! Ach! Taka mała ciekawostka. Dzisiaj pierwszy raz w RMFie zagrali świąteczną piosenkę. *.* Czy Wy też czekaliście na to cały rok? :-) 

Wasza Brownie ;-)


niedziela, 30 listopada 2014

Welcome to Blogger's community! :-)

Witajcie!

Jako że od dawna nosiłam się z ukrytym pragnieniem założenia bloga musiał kiedyś nastąpić ten dzień, kiedy doszłam do wniosku- zrobię to! :-) Zachęcona blogami już bardzo znanych YouTube'owych kosmetycznych wyroczni (m.in. Maxineczki, Mileny Makeup, PannyJoannyMakeUp itd.) postanowiłam spróbować swoich sił w tej dziedzinie. Hmmm... może rewelacji z tego nie będzie i nie wzbiję się na szczyty blogowych rankingów (przynajmniej na razie, ha ha :-D), ale przynajmniej podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami oraz wiedzą, jaką zdobyłam (tylko i wyłącznie drogą własnych prób i błędów, oraz wykopaną z odmętów Internetu ;-) ). Pamiętajcie, że wielokrotnie produkt, lub kosmetyk po który sięgnę i polecę nie zawsze będzie wszystkim odpowiadał. Działa to również w przypadku jakiejś recenzji o negatywnym wydźwięku. Jest bowiem oczywiste, że nie dla każdego jest dobre to samo. Niemniej jednak obiecuję, że recenzje będą rzetelne, zgodne z prawdą jaką zaobserwowałam i wiarygodne.
Swoje posty będę dodawać wobec pięciu kategorii produktów:

1) Tzw. Kolorówki szeroko pojętej (cieni, eyelinerów, tuszy do rzęs, bronzerów, pudrów, kredek do oczu itp.)
2) Kosmetyków pielęgnacyjnych do twarzy i ciała (kremów, balsamów, mleczek, płynów micelarnych itd.)
3) Akcesoriów kosmetycznych ( pędzli, gąbeczek, aplikatorów itd.)
4) Kosmetyków do paznokci ( lakierów, odżywek, wysuszaczy, ozdób itp.)
5) Kosmetyków do włosów (zarówno leczniczych, jak i drogeryjnych szamponów, wcierek, odżywek, masek, szczotek, może nawet suplementów itd.)

Istnieje jeszcze szósta kategoria, ale nad nią się jeszcze mocno zastanawiam, więc niech na tę chwilę zostanie ona słodką tajemnicą. ^^

Mam nadzieję, że będziecie z chęcią odwiedzać mojego bloga, komentować, oraz polecać go znajomym. :-)
Zachęcam również do pytań i do sugestii.

Wasza Kinga- Brownie :-)