Kochani!
Witam Was w ten piękny, sierpniowy
dzień (tak, kocham lato i dla mnie mogłoby być cały rok!) i zapraszam do
lektury mojego wpisu, który poświęciłam na moje wakacyjne łupy kosmetyczne
(które potraktujmy jako test pierwszego wrażenia). Jest to dziewięć produktów,
które od czerwca do dzisiaj zakupiłam i pierwszy raz miałam z nimi styczność.
Mimo wakacji, u mnie dużo się dzieje
i ciągle coś gdzieś mam do zrobienia, ale tęsknota do bloga i nowego posta była
tak wielka, że musiałam inne rzeczy odstawić i tym samym dzisiaj jestem tutaj z
Wami! Mam nadzieję, że w dalszym ciągu będziecie mnie odwiedzać i moje rady lub
ostrzeżenia będą dla Was pomocne w podejmowaniu decyzji zakupowych. Ja moje
zakupy poczyniłam także „z poleceń” i zweryfikuję Wam je w moim osobistym
odbiorze. Niebawem planuję kolejny wpis, na który mam już konkretny pomysł, ale
póki co ciii…. Zapraszam dalej!
Moje ostatnie łupy to:
1) Krem BB Garnier 5 w 1 (wersja
normalna)- odcień jasny (drugi z kolei, jest jeszcze jaśniejszy)
Pierwsze wrażenie: bałam się, że
kolor będzie zbyt opalony i odetnie się od mojej szyi grubą krechą. Nic z tych
rzeczy! Jest cudownie lekki, ładny na buzi, nie powoduje dyskomfortu,
współpracuje z bazą i produktami pudrowymi, ma dobrą dostępność i cenę (16.99
zł) oraz kolor dopasowujący się do cery i nie tworzący smug. Jeśli po pierwszym
starciu jest super, to mam nadzieję, że nic tego nie zepsuje. Póki co- ogromne
i pozytywne zaskoczenie!
2) Paese- Puder rozświetlający
kryjący w kompakcie- odcień 2N-naturalny
Pierwsze wrażenie: puder i kolor
dobrała mi urocza Pani w drogerii. Osobiście skłaniałam się bardziej do zakupu
teracotty z Golden Rose, ale Pani usilnie namawiała mnie na Paese. Wykończenie
na dłoni tego pudru przekonało mnie do zakupu. W domu jednak, gdy otwarłam
puderniczkę, głośno przełknęłam ślinę ze zdziwienia. Wyglądał… bardzo ciemno
(przynajmniej w porównaniu do moich poprzednich pudrów). Postanowiłam, że
jednak go wypróbuję. No i bingo! Jest cudowny, pod warunkiem, że lubi się
rozświetloną, pełną blasku i promienną cerę (ja taką wolę, niż totalny mat).
Wygląda ładnie, nie zawiera parabenów, nie jest wyczuwalny i widoczny na cerze.
Zapowiada się bardzo obiecująco, a resztę zweryfikują kolejne jego użycia.
Cena- średnia, nie tanio i nie drogo-w okolicach 25 zł.
3) Pędzel do pudru- Neess 4033
Pierwsze wrażenie: pędzelek jest
niesamowicie miękki, ma bardzo dobrą wielkość jak na pędzel do pudru. Uczucie,
jakie daje na twarzy porównywalne jest z dotykiem chmurki lub jedwabnej chusteczki-
po prostu cudowne! Do tego rączka mieni się brokatem co akurat mnie kupuje na
wstępie! Uwielbiam mieniące się i migoczące drobinki, bez względu czy są to
cienie na oczach, lakiery na paznokciach czy też jakieś akcesoria. Nie żałuję
ani złotówki wydanej na niego, a zapłaciłam około 24 zł. Myślę, że kiedyś
pochylę się nad pędzlami tej marki bliżej i powiększę swój zbiór o kolejne
modele.
4) L’ oreal True Match- podkład do
twarzy- kolor 1N
Pierwsze wrażenie: podkład kupiłam
na promocji za 35 zł, gdzie cena regularna sięga 60 zł. Nie zauważyłam w
sklepie, że ma on masę złotych drobinek, co nie zawsze dobrze wygląda. Trochę
się tego bałam, ale na szczęście niczemu to nie przeszkadza. Na dłoni jak i na twarzy nie widać żadnych
drobinek, a ich obecność w formule podkładu dodaje tylko cerze ładne,
świetliste wykończenie. Odcień 1N jest bardzo jasny, idealny dla „bladych
twarzy”, jednakże potrafi on dopasować się do cery. Wygląda naturalnie i
świeżo. Zapowiada się bardzo fajny produkt!
5) Maybelline- Collosal Kayal-
kredka wysuwana w kolorze czarnym
Pierwsze wrażenie: Po tym, jak
skończyła mi się kredka z Bourjoise postanowiłam przetestować coś nowego. Padło
na kredkę z Maybelline, gdyż jej czerń okazała się w sklepie najbardziej
nasycona z wszystkich. Kredka nie sunie miękko po powiece, momentami na
załamaniach skóry robią się małe „przerywniki”, ale można to naprawić kolejnym
pociągnięciem lub nałożyć kredkę na pędzelek i ukryć luki. Utrwalona czarnym
cieniem nie odbija się na powiece, trzyma się kilkanaście godzin i póki co
jestem z niej zadowolona. Może nie jest hitem, ale spełnia dobrze swą rolę.
Kosztuje ponad 20 zł, na promocji warto ją kupić, ale nie jest to raczej must
have.
6) Golden Rose- Longstay Liquid
Matte Lipstick- pomadka w płynie matowa- odcień 03
Pierwsze wrażenie: Pomadka ma bardzo
chłodny odcień różu o fioletowo-niebieskich podtonach. Rozprowadza się
przyjemnie, ma formułę płynno-musową, łatwo jest wyrysować aplikatorem usta pod
warunkiem, że zdejmiemy z czubka nadmiar produktu. Zasycha na mat, jest bardzo
trwała i nie zauważyłam, aby powodowała pierzchnięcie moich ust (chyba, że to
zasługa Carmexu, gdyż codziennie kilkukrotnie go używam). Kosztuje około 19 zł,
więc nie mało, ale za to trzyma się rewelacyjnie i bardzo ładnie wygląda na
ustach. Z chęcią przetestuję inne kolory!
7) Maybelline- Push up drama-tusz do
rzęs
Pierwsze wrażenie: miałam nadzieję,
że skoro mascara posiada silikonową szczoteczkę to się dogadamy. Póki co,
pracuje mi się z nią ciężko, gdyż strasznie dużo produktu nabiera się na nią i
sprzyja to sklejaniu rzęs. Są one pięknie czarne, ale mimo wszystko długo
trzeba je wyczesywać, aby efekt był ładny, a nie karykaturalny. Owszem, mają
być dramatyczne (w pozytywnym tego słowa wrażeniu, czyli robić efekt wachlarza
gęstych, mocnych i mega czarnych rzęs), ale równocześnie ma to wyglądać
schludnie i akceptowalnie. Dam jej szansę, mam nadzieję, że ciut podeschnie i
nie będzie kleiła włosków, tylko przy zdjęciu nadmiaru ze szczotki ładnie je
podkreśli. Kosztuje około 30 zł.
8) Pupa- Ultraflex Mascara-
pogrubiająco-wydłużający tusz do rzęs
Pierwsze wrażenie: tusz zakupiła dla
mnie Mama <3 w promocji Rossmana, gdzie kosztował on 19 zł przy cenie
regularnej 69 zł! Wiązałam w związku z nim duże nadzieje, skoro kosmetyki tej
włoskiej marki są dość drogie jak na półki w drogeriach i wielokrotnie słyszę o
nich dużo dobrego. Tusz niestety, jest tylko poprawny. Nie sypie się bardzo, ale
jednak się troszkę osypuje. Podkreśla rzęsy ładną czernią, ale nie ma tutaj
mowy o pogrubieniu. Wyczesane, długie i czarne rzęsy- jak najbardziej tak, ale
już ubogie o pogrubienie i średnio trwałe. Zauważyłam, że moje rzęsy po paru
godzinach „oklapły”. Mimo, że efekt jest ładny, to dla mnie jednak niewystarczający
i nie wrócę już do tego tuszu kolejny raz.
9) Make Up Revolution- Fortune Favours The Brave- paletka cieni do
powiek
Pierwsze wrażenie: od tej firmy to
ja już chyba na dobre się uzależniłam. Przy korzystnej cenie możemy otrzymać
kosmetyki wysokiej jakości, które dorównują często swoim droższym
odpowiednikom. Produktów tej firmy mam już z kilkanaście i przygarnęłabym
jeszcze więcej. Przejdźmy jednak do tematu paletki, w której zakochałam się,
odkąd zobaczyłam ją w gazetce promocyjnej DP. Kolorystyka tych cieni oraz ich
różnorodne formuły są tak piękne, że brak mi słów! Myślę, że byłaby to paletka
zupełnie samowystarczalna. Ma ona niestety jeden mankament- niektóre z cieni
mają dużo słabszą pigmentację jak inne i podczas rozprowadzania na oku…
znikają. Są to pojedyncze sztuki, ale jednak. Troszkę szkoda, bo odcienie są
przepiękne i dużo chętniej bym po nią sięgała, gdyby jednak nasycenie koloru
było mocniejsze. Niemniej jednak- nadal będę jej używać i wybaczę jej tą
słabostkę, bo można to jakoś „obejść” w makijażu. Kosztowała blisko 50 zł, ale
cieni jest bodajże 36, więc to cena zupełnie odpowiednia co do "gabarytów".
Podsumowując: wśród moich nowych
kosmetycznych kompanów znaleźli się faworyci jak i słabsi debiutanci. Nie
skreślam jednak żadnego z nich, dam im jeszcze czas i mam nadzieję, że pierwsze
wrażenie przemieni się w dalsze zauroczenie. Poniżej wklejam dla Was zdjęcie z
moim dzisiejszym makijażem, w którym wykorzystałam produkty powyżej dla Was
opisane. Wyszedł z tego letni, brzoskwiniowy makijaż dzienny pełen blasku. Ja
jestem na tak, a Wy?
Buziaki i korzystajcie z ciepłych
dni- jest pięknie! :) :) :)
Pozdrawiam,
Wasza Brownie
Wczekany przeze mnie wpis :) Uwielbiam Twoje recenzje. Są moim głównym wyznacznikiem przy zakupie kosmetykow
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo i dziękuję za ciepłe słowa. To, że pomagam w zakupach to największa dla mnie satysfakcja i wiem, że moje recenzje nie idą w próżnię. Dziękuję Grażynko! :)
OdpowiedzUsuń